Kleszczele znowu w miejskim gronie

Jak pisze historyk Mykoła Roszczenko, z miejsca urodzenia – kleszczelowianin i autor monografii „Kleszczele” (Bielsk Podlaski – Kleszczele 2002): „Król Zygmunt Stary, jako formalny właściciel tych ziem – był on bowiem jednocześnie hospodarem Wielkiego Księstwa Litewskiego, zatwierdził lokację Gasztołda i nadał miastu prawo chełmińskie swym przywilejem lokacyjnym z 22 marca 1523 r., w którym określił podstawowe prawa i powinności mieszczan”. Z okazji 500-lecia praw miejskich Kleszczel przypomnimy kilka artykułów poświęconych sprawom miasta na rzece Nurcu, które ukazały się na naszych łamach. Kleszczele – znowu w miejskim gronie Mieszkańców w Kleszczelach jest, powiedzmy, dwa tysiące. Według historycznych zapisów zawsze żyli tu Rusini i dziś trzy czwarte ludności to prawosławni. Ulic w mieście jest osiemnaście, nie zawsze asfaltowe, ale schludne. Zabudowa zwarta, choć bez rynku, kilka pegeerowskich bloków, w większości jednak drewniana. Chałupy piękne. Najstarsza z końca XIX w. Płoty równe, odmalowane. Ludność w zdecydowanej większości zatrudniona w rolnictwie. W Kleszczelach, jak podało radio, nie ma nawet porządnej szkoły. — „Rzeczpospolita” Historia jest przewrotna. Gdy w początkach XVI w. hospodar (wielki książę litewski) Zygmunt I kazał misto na nas saditi w Kleszczelach na ziemi powiatu bielskiego, i gdy w 1523 r. nadawał Kleszczelom prawa miejskie, o Hajnówce nikt i nie słyszał. W 1950 r. Kleszczele, aby płacić mniejsze podatki, pozbyły się praw miejskich i wkrótce znalazły się w granicach nowopowstałego powiatu hajnowskiego. Młodociana Hajnówka rosła, sędziwe Kleszczele upadały. Był to jednak upadek nieunikniony. Kleszczele w XVI w. nie „wybiły się” na miejskość, lecz uczyniono je miastem chotiaczy toje misto naszo Kleszczeley rozszeryty ku pożytku naszomu hospodarskomu — dając jego mieszkańcom miejskie prawo chełmińskie, po kotoromu prawu onyi majutsia sprawowati i raditi. Podniesienie niewielkiej osady na szlaku królewskich przejazdów z Krakowa, przez Brześć i Bielsk do Wilna, do rangi miasta, nie uczyniło z Kleszczel znaczącego ośrodka życia gospodarczego. W pół wieku po nadaniu praw miejskich Kleszczele liczyły 385 domów przy 15 ulicach, a rodzimy przemysł reprezentowało 32 rzemieślników, w tym 11 piekarzy, a reszta to krawcy, szewcy, kowale, zduni i kuśnierze. Ogół mieszkańców utrzymywał się z uprawy roli, a dość skromne miejscowe rzemiosło obsługiwało jedynie Kleszczele i okoliczne wsie-przedmieścia — Dobrywodę, Babicze (obecna Kuzawa), Kośną, Nurzec (ob. Czeremcha) i Trubiankę. W swoim czasie znane były Kleszczele z uprawy chmielu, który sprzedawano w Królewcu i Gdańsku, a także uprawy ogórków. Chmielu już się od dawna nie uprawia, z ogórkami bywa różnie. Rzemiosło zastąpiła masowa produkcja fabryczna. Przez dobrych kilka dziesiątków lat w Kleszczelach na pytanie: Kiedy będzie lepiej? można było z ręką na sercu odpowiadać: Już było! Było miasto, stała się wieś… Gdy jednak w 1990 r. odbyły się normalne wybory samorządowe, nowa Rada Gminy zapragnęła przywrócić Kleszczelom miejską rangę. Wniosek do Rady Ministrów złożono już w lipcu 1991 r., jednak dopiero po zmianach w przepisach prawnych, które nastąpiły w listopadzie 1992 r. nadzieja na przywrócenie Kleszczelom statusu miasta przyoblekła się w realne kształty. I tak, w 470 lat po nadaniu Zygmunta I, Kleszczele 2 października 1993 r. ponownie otrzymały prawa miejskie. Aleksander Sielicki, dotychczasowy wójt kleszczelowskiej gminy, został pierwszym „odnowionym” burmistrzem. Burmistrze pojawili się na czele rady miejskiej w XVI w. Było ich dwóch, wybieranych na roczne kadencje. Jeden był mianowany przez namiestnika dworskiego, drugiego obierali sami mieszczanie. Chodząc po Kleszczelach mamy wrażenie, że składają się one z głównej ulicy i kilku zaułków. Najokazalsze budynki to cerkiew i kościół, w przyszłości też nowa szkoła podstawowa, wznoszona przez bielski „Unibud”. Najmniej okazale wygląda chyba siedziba burmistrza, mieszcząca się w drewnianym budyneczku w sąsiedztwie kaplicy będącej zaadaptowaną dzwonnicą cerkwi św. Mikołaja, która uległa zniszczeniu podczas pierwszej wojny światowej. Po cerkwi został jeszcze kamienny mur, kapliczka w formie słupa i plac, na którym obecnie znajduje się siedziba proboszcza. U progu wieków w Kleszczelach istniały trzy cerkwie. Dwie z nich sięgają początkami czasów najdawniejszych, można by rzec — „prehistorycznych”. Wg owych „dziejów legendarnych” pierwotnie znajdowało się tu, wśród nie wytrzebionej jeszcze puszczy, miejsce kultu boga Znicza, świadectwem czego jest nazwa jednego z uroczysk — „Ozniczyska”. Są więc tacy, którzy uważają za możliwe odnoszenie zarania dziejów Kleszczel do XI w. W XIV w. miał spustoszyć je straszliwy kataklizm, może trzęsienie ziemi, skutkiem którego zniszczeniu uległo 8 cerkwi i 900 domów. Z tego okresu miały pochodzić ikony Matki Boskiej oraz św. Mikołaja, która zachowała się do dnia dzisiejszego w cerkwi parafialnej. Dzieje pisane są bardziej skromne. Pierwsze wzmianki o kleszczelowskich cerkwiach pochodzą z połowy XVI w. Przy rynku, u wylotu ulicy Bielskiej stała wówczas cerkiew św. Mikołaja, zaś przy ulicy Chodewicz, nieopodal rogu ulicy Narewskiej — cerkiew św. Jurija. W 1544 r. królowa Bona fundowała kościół św. Stanisława, jednak sądząc ze spisu mieszkańców Kleszczel (1560 r.), katolicki pleban grono wiernych miał bardziej niż mizerne. Z czasem jednak proporcje uległy zmianie i w 1878 r. na 1750 mieszkańców miasteczka prawosławnych było 807, katolików — 518, a także 435 Żydów. W międzyczasie zbudowano ze środków rządu rosyjskiego murowaną cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia (Uspennia) Przenajświętszej Bogurodzicy, która po wyświęceniu w 1877 r. została świątynią parafialną. Pełni ona tę rolę, po odbudowaniu ze zniszczeń, których doznała w czasie II wojny światowej, do chwili obecnej. Gorszy los spotkał wspomnianą już cerkiew św. Mikołaja, a także św. Jerzego — spłonęła w 1924 r. Przywrócenie praw miejskich Kleszczelom zaowocowało restytucją prawosławnego dekanatu kleszczelowskiego, którego funkcjonowanie przerwała I wojna światowa. Uroczystości rozpoczęły się w piątek — 12 listopada. W cerkwi i kościele odprawiono uroczyste nabożeństwa — z prawosławnym metropolitą Bazylim i katolickim biskupem drohiczyńskim. Na Placu Parkowym burmistrz z wicewojewodą białostockim zasadzili symboliczny dąb, któremu później nadano imię Kleszczelek. Następnie w Ośrodku Kultury odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta i Gminy, podczas której wicewojewoda wręczył burmistrzowi akt statusu miasta. Nie obeszło się także bez incydentów. Ks. Borowski z Seminarium w Drohiczynie zarzucił prawosławnym, iż cerkiew parafialna zbudowana została na terenie, gdzie ongiś stał kościół, a także wypomniał prześladowanie katolików przez władze carskie (!). Pierwszy zarzut proboszcz prawosławny, ks. prot. Mikołaj Kiełbaszewski, oczywiście obalił, jako że cerkiew Uspenśka zlokalizowana jest obok dawnego placu kościelnego. Co do prześladowań zaś, to taktownie wstrzymał się od wypomnienia obecnym na sali katolikom faktu zamordowania przez Przenajświętszą Inkwizycję włoskiego myśliciela Giordano Bruno. Kleszczele są już więc z powrotem miastem. Podnosi to ludzi na duchu. Nie zabrakło jednak malkontentów, bowiem co poniektórzy nowomieszczanie orzekli zaraz, iż wójt zrobił źle. Ustami ludu zawyrokowano, iż pierwszym skutkiem umiastowienia Kleszczel będzie podniesienie podatków (a przy okazji pewnie i pensji burmistrza). Podatków jednak ani burmistrz, ani rada wiejsko-miejska podnosić nie zamierzają, pisząc o tym nawet w miejscowej gazetce „Co słychać w gminie”, nie wszystkich to wszak przekonuje, bo oni i tak wiedzą lepiej. Burmistrz jednak zdaje się nic upadać na duchu i zaczął od porządków. Postawiono znaki drogowe, wymalowano białe pasy na jezdni, w nocy na ulicach palą się latarnie. Ma też być szklany przystanek autobusowy i drewniane tablice ogłoszeniowe. Jednak samo dbanie o wygląd nie zapewni wzlotu do wyżyn miejskości rzeczywistej. Trzeba przecież z czegoś żyć, a tu sytuacja nie jest najlepsza. PGR і РОМ, które niegdyś były podporą miejscowej ekonomiki, funkcjonują jedynie siłą rozpędu, o krok od bankructwa. Gminna Spółdzielnia zbankrutowała już zupełnie, nie utrzymała ani masarni, ani sklepu, ani nawet knajpy zwanej oficjalnie restauracją, nie ma więc nawet gdzie zakąsić, bo piwo można wypić przed sklepem monopolowym. Także prywatne sklepiki, które pojawiły się ostatnio są dość niemrawe i ospałe. Jednym słowem — bida z nendzom Polski B. Czy podniesienie do rangi miasta ożywi ten marazm? Burmistrz z nadzieją spogląda na otwarte w początkach grudnia graniczne przejście drogowe w niedalekich Połowcach. Przejście zawsze ożywia koniunkturę, więc w Kleszczelach, które są pierwszym miastem na trasie do Białegostoku, zaczęto planować i wzięto się do dzieła. W budynku będącym dotąd własnością POM-u ma powstać hotel i restauracja. Tutaj też jest już stacja benzynowa. Wyremontowano odkryty basen kąpielowy, planuje się rozpoczęcie w niedalekiej przyszłości budowy zbiornika wodnego na sączącym się tu leniwie Nurcu. Zrobiono już wstępne założenia co do miejsca i kształtu. Ma on zajmować około 50 hektarów, okolica piękna, może więc powstać tu atrakcyjny ośrodek turystyczno-wypoczynkowy. Trzeba jednak na to i uporu i inwestorów z zewnątrz. Cała gmina liczy 3,7 tys. (z czego 2 tys. w samych Kleszczelach), a jej roczny budżet wynosi 8 mld zł. Trzeba z tego zakończyć budowę szkoły podstawowej, oczyszczalni ścieków, doprowadzić wodociąg do Policznej, wyasfaltować kilka odcinków ulic i dróg. Zresztą i tak większość tych inwestycji jest dofinansowywana z zewnątrz. Ale przecież pierwszą przesłanką sukcesu jest pomysłowość, upór i optymizm. Od rzeczywistości nic da się uciec, ale można nie tylko godzić się z losem, lecz także zacząć kształtować go po swojemu. Właśnie ta idea przyświeca kroczącym do miejskości Kleszczelom. Bazyli Wasilewicz «Над Бугом і Нарвою», 1993, № 5-6, стор. 7-8. Фотографії з сучасних Кліщель – Юрія Гаврилюка.