«Uświadamiać to sprawa bardzo niebezpieczna». Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne w Kleszczelach

Przed pięćdziesięciu laty, w czerwcu 1956 r., powstało Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, działające oczywiście pod pilną „opieką” ówczesnych władz partyjno-państwowych. Wkrótce koło UTSK powstało też w Kleszczelach, które w latach 60. stały się jednym ze znaczących punktów na mapie aktywności kulturalnej przetrzebionej „repatriacją” i Akcją „Wisła” społeczności ukraińskiej w Polsce. Przy kole UTSK działały też chór i zespół teatralny, z powodzeniem wystawiający klasykę ukraińskiej dramaturgii. Fenomen ten od dawna zwraca uwagę osób interesujących się problematyką ukraińską na Podlasiu, jest więc potrzeba stałego wracania do tych wydarzeń sprzed lat, aby nikt z tych, którzy przyczynili się do jego powstania, nie został zapomniany, aby poznać atmosferę czasów, w których kleszczelowskim aktywistom przyszło działać i zmagać się z przeciwnościami. Przed półwieczem osób otwarcie deklarujących swoją ukraińską przynależność narodową w pow. bielskim, obejmującym do lat 1952-1953 również Siemiatycze i Hajnówkę, nie było wielu. Ogół zadowalał się poczuciem „prawosławnej ruskiej tutejszości” i bez większych moralnych oporów godził się z przypisaniem narodowo brzmiącej nazwy Białorusinów, dokonywanym zarówno przez władze Polski międzywojennej, „władzę radziecką” w latach 1939-1941, jak i powojenną „władzę ludową”. Dlatego zarówno w statystykach, jak i w dokumentach urzędowych z lat 40. czy 50. widzimy na ogół Białorusów (taką właśnie wersję, zapożyczoną niewątpliwie z języka rosyjskiego, często spotykamy w ówczesnych dokumentach). Przykładem mogą być chociażby spisy członków gminnych rad narodowych w gminach etnograficznie ukraińskich. Chociaż i tutaj trafiali się zadeklarowani Ukraińcy, na przykład w sporządzonym na początku 1945 r. spisie członków Gminnej Rady Narodowej w Milejczycach, w którym obok 9 Białorusów i 6 Polaków znajdujemy też 2 Ukraińców – Anatoliusza Chursowicza (ur. 28 IX 1920 r. w Milejczycach) oraz Piotra Michnowskiego (ur. 5 XII 1889 r. w Milejczycach). Obaj mieszkali w Milejczycach, gdzie byli rolnikami na 7-hektarowych gospodarstwach i od innych członków rady odróżniali się nie tylko zadeklarowaną narodowością, ale też wykształceniem – mieli ukończone 4 klasy gimnazjum, gdy pozostali od 2 do 7 klas szkoły powszechnej. P. Michnowski jako jedyny należał do Związku Samopomocy Chłopskiej i Polskiej Partii Robotniczej, pełniąc m.in. funkcję sekretarza Komitetu Gminnego – został zabity przed polskie podziemie 2 VI 1946 r. Czy zajmowali się oni „propagandą narodową”, trudno w tej chwili określić. Z pewnością natomiast aktywny na tym polu był bielszczanin Mikołaj Marczuk. Gdy w 1956 r. powstało Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne i zaczął wychodzić w Warszawie ukraiński tygodnik „Nasze Słowo”, fakt ten wywołał rezonans także i na Podlaszu, zwłaszcza w pow. hajnowskim. Stąd właśnie nadchodziło najwięcej listów do redakcji „Naszego Słowa”. Niestety większość z nich nie była publikowana, a jedynie zamieszczano krótkie odpowiedzi w rubryce „Redakcyjna poczta”. Szczególną uwagę redakcji zwróciła wieś Stare Berezowo koło Hajnówki, gdzie były próby założenia koła UTSK. W jednym z wczesnych numerów „Naszego Słowa” (16/1956), obok notatki, że redakcja w ostatnim czasie otrzymuje z powiatu hajnowskiego dziesiątki różnych listów, została nawet zamieszczona historyjka obrazkowa (tekst O. Łapski, rys. M. Jurkowski) o tym, jak aktywista UTSK Petro Łełeka jedzie pociągiem do Starego Berezowa. Motorem tych działań był właśnie M. Marczuk, o czym z nieukrywanym rozdrażnieniem pisał w 1957 r. w białoruskojęzycznym tygodniku „Niwa” M. Chmialeuski, powołując się na słowa jednego z mieszkańców Starego Berezowa: Do naszej wsi przyjeżdża niekiedy człowiek o nazwisku Marczuk, przywozi ukraińską gazetę „Nasze Słowo” i cały czas udowadnia, że jesteśmy Ukraińcami. W „Naszym Słowie” słuszność dowodów Marczuka potwierdzali inni Podlaszanie. Chciałabym – pisała w 1957 r. Nina Bujnowska – aby w naszej gazecie więcej miejsca przeznaczano sprawom ludności Podlasza, więcej drukowano wierszy i opowiadań, humoru ludowego o tym regionie, który ma własną gwarę i zwyczaje. Trzeba, aby wiedzieli o nas wszyscy. Ukraińcy na Podlaszu żyją w bardzo trudnej sytuacji etnicznej. Niektórzy uważają nas tutaj niemal za jakąś „mieszaninę”. Otóż trzeba dać znać o sobie, że jesteśmy nie „mieszaniną”, lecz częścią wielkiego narodu. Oto dlaczego byłoby warto zorganizować w gazecie oddzielną stronę poświęconą Podlaszu. Pisać na niej podlaską gwarą, aby otworzyć ludziom oczy. Przeznaczyć na Podlasze specjalnego kolportera, aby mógł on w dni targowe rozpowszechniać „Nasze Słowo”, bo w kioskach jest tylko gazeta białoruska. Chciałabym, aby do naszej krainy zawitał ukraiński chór objazdowy w ładnych kolorowych strojach i z orkiestrą. Aby był w takich miejscowościach jak Siemiatycze, Hajnówka, Narew, Kleszczele, Boćki, Drohiczyn, Orla… Gazety z materiałem z Podlasza należy wysyłać wszystkim braciom-Ukraińcom Białostocczyzny, aby inne narody nie przeciągały ich na swą stronę. Na Podlaszu, mówiąc obrazowo, żniwa gotowe, tylko brak żniwiarzy. Przyjeżdżajcie do nas z pieśnią, tańcem, mówionym i pisanym słowem. Przyjmijcie szczere pozdrowienia od wszystkich znajomych, przyjaciół, braci i sióstr z Podlasza. Na Podlasze docierali też stali współpracownicy redakcji „Naszego Słowa”, jak np. Bohdan Strumiński, autor cyklu Z ukrajinśkoho folkłoru na Pidlaszszi. Pisząc o zasięgu obszaru zamieszkanego przez ludność ukraińską i sytuacji na Podlaszu, stwierdzał on: A tymczasem rzeczywiste dane świadczą, że Ukraińcy mieszkają nieraz aż nadspodziewanie daleko na zachód lub północ (czemu zawdzięczają ci Ukraińcy to, że ich nie wysiedlono…). Władze najbardziej na północ wysuniętych Ukraińców uważają nieraz za Białorusinów (organizuje się dla nich nawet białoruskie szkoły), chociaż już carska ekspedycja naukowa przekonująco stwierdziła, że np. w pow. bielskim mieszkają „Małorosy”, tzn. Ukraińcy. Nie zdziwili się więc czytelnicy „Naszego Słowa”, gdy przeczytali, że 2 czerwca 1957 r. powstało w Kleszczelach koło Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, które w 1960 r. liczyło 47 członków. Jego założycielami byli Andrij Nimyj (1900-1972), osiadły w Kleszczelach były żołnierz armii Ukraińskiej Republiki Ludowej (pochodził spod Proskurowa na Podolu) oraz rodowity kleszczelowiec Stefan Noskowicz (1906-1987). Wspierał ich też Michajło Kałyniak* (1910-1974), który mieszkał w Warszawie, ale często bywał na Podlaszu, m.in. organizując tu punkty produkcyjne spółdzielni „Ferroteks”, będącej własnością Zarządu Głównego UTSK. *M. Kałyniak, pochodzący z Galicji (spod Kołomyi), w okresie międzywojennym studiował prawo na uniwersytecie w Wilnie, a po jego ukończeniu pracował aż do wybuchu wojny w tamtejszym Instytucie Badań Europy Wschodniej, prowadząc m.in. badania nad ludnością ukraińską w pow. bielskim. Pierwszym przewodniczącym koła został A. Nimyj, który prowadził we własnym mieszkaniu bibliotekę, złożoną z książek, które w 1958 r. przekazał Zarząd Główny UTSK. Ich czytelnikami szybko stali się nie tylko mieszkańcy Kleszczel, ale też okolicznych wsi (Jelonka, Pohreby, Dasze, Dobrywoda) i Hajnówki. W niektórych miejscowościach, np. w Jelonce, urządzano wieczory wspólnego czytania. Prowadzona była również sprzedaż książek, głównie podczas świąt parafialnych. Jak zwykle największą popularnością cieszyły się poezje Tarasa Szewczenki (Kobzar) oraz powieści historyczne i obyczajowe. W Kleszczelach i okolicy było też kilkudziesięciu prenumeratorów „Naszego Słowa”. Właśnie dzięki notatkom drukowanym w „Naszym Słowie” możemy poznać pewne szczegóły z życia kleszczelowskiego koła, w tym nazwiska aktywistów. I tak, z korespondencji opisującej zebranie 13 marca 1960 r., na którym obecnych było około stu osób z Kleszczel i okolicznych wsi, w tym ponad 40 członków USKT, dowiadujemy się, że wybrano nowe władze koła. Jego przewodniczącym nadal pozostał A. Nimyj, zastępcą przewodniczącego została Katarzyna Prokopiuk, skarbnikiem Stefan Noskowicz, członkami zarządu wybrano obywateli Jewdosiuka, Hołuba i Rybaka, zaś do komisji rewizyjnej W. Kordylewicza, W. Jakubowską i A. Salińską. We wrześniu 1967 r. przewodniczącym koła został Eugeniusz Konachowicz, zastępcą Józefa Pawłowicz, sekretarzem Aleksander Smolikowski, zaś skarbnikiem Eugeniusz Tokajuk. Warte obszernego zacytowania są opisy imprez kulturalnych, jak chociażby wieczoru poświęconego Tarasowi Szewczence, który zorganizowano w Dobrywodzie, niegdysiejszym przedmieściu Kleszczel: Przy udziale Domu Kultury i USKT w Kleszczelach, w niedzielę 19 kwietnia 1960 roku w świetlicy wsi Dobrywoda odbył się uroczysty wieczór szewczenkowski. Z referatem po raz pierwszy w swej wsi wystąpił Mikołaj Jawdosiuk, za co obecni nagrodzili go gorącymi oklaskami. Chór wsi Dobrywoda zaśpiewał „Jak umru”, „Oj, tam za Dunajem”, „Oj, za hory, hory”, „Pud jalinoju, pud zelonoju” (miejscowa pieśń), „Oj, diwczyno, szumyt’ haj”, a trio – „Misiać na nebi”. Maleńki 6-letni chłopczyk Mikołaj Prokopiuk zadeklamował w przerwie pomiędzy pieśniami wiersze Szewczenki „Sadok wysznewyj”, „Ja małeńkyj chłopczyk”, „Sonce zachodyt’”, a Witalij Noskowicz – „Oj try szlachy”, „Ridna mowa”. A. Nimyj wystąpił z wierszami „Kawkaz” T. Szewczenki oraz „Swynia swyneju”, „Warenyky” i „Swiczka” S. Rudańskiego. W inscenizacji „Kateryna”wzięły udział Ałła Salińska, Raisa Młodzianowska i A. Nimyj. Na zakończenie Mikołaj Prokopiuk zadeklamował „Meni odnakowo”i „Łesia Ukrajinka”. Obecnych było około 300 osób i pierwszy w historii wsi występ zrobił na wszystkich niezapomniane wrażenie. Ukraińskie akcenty były także obecne w akademii z okazji 16-lecia Polski Ludowej, która odbyła się sali kina „Hel”. W jej części artystycznej zabrzmiały ukraińskie pieśni, które wykonywała Nina Gładzka, a zespół taneczny Domu Kultury zatańczył m.in. kozaka. Właśnie zespół artystyczny, który swoją oficjalną siedzibę miał w gminnym Domu Kultury, najbardziej przysłużył się popularyzacji kleszczelowskiego koła UTSK. Mimo rozmaitych trudności (np. brak strojów, który uniemożliwił wystawienie sztuki Oj ne chody Hryciu), chór i zespół teatralny występowały z powodzeniem zarówno w Kleszczelach, jak też w Hajnówce, Bielsku, Siemiatyczach, Czeremsze, Mielniku, Narwi, Nurcu, Milejczycach, Boćkach. W 1964 r. koło zaczęło przygotowywać się do wystawienia dramatu Karpenki-Karego Beztałanna (Nieszczęśliwa). Po raz pierwszy Beztałanna pokazana została mieszkańcom Kleszczel i okolicznych wsi w marcu 1966 r., po czym zespół pojechał do Węgorzewa, gdzie odbywały się eliminacje do ogólnopolskiego przeglądu amatorskich zespołów teatralnych UTSK. Gra zespołu z Kleszczel została przyjęta owacyjnie i bez problemu zakwalifikował się on do finału w Przemyślu (2-3 lipca 1966 r.). Naszą grę – pisał z dumą A. Nimyj – publiczność przyjęła lepiej niż innych kół, wywołując w trakcie gry każdego z artystów, po zakończeniu, rozdaniu kwiatów i przy wyjściu z teatru dochodziło do owacji na ulicy. Niektórzy z publiczności pochlebnie wysławiali się, że taką grę można widzieć tylko w Kijowie. (Ten i następne cytaty pochodzą z listów A. Nimego do jego przyjaciela Mikołaja Derewianki). Również występ zespołu w Przemyślu okazał się pełnym sukcesem i zajął on pierwsze miejsce. Powodzenie sztuki Beztałanna zwróciło na zespół z Kleszczel powszechną uwagę. W „Gazecie Białostockiej” pojawiła się entuzjastyczna recenzja, zaś Wojewódzki Dom Kultury pokrył koszty wyjazdu do Przemyśla i noclegu. Zespół zapraszano na występy do Warszawy, Białegostoku i okolicznych miast. Zarząd Główny planował nawet przekształcenie go w zawodowy reprezentacyjny zespół dramatyczny UTSK. Mimo tych sukcesów działalność kleszczelowskiego koła UTSK napotykała wiele przeszkód, zwłaszcza wtedy, gdy w 1964 r. podjęto starania o rozpoczęcie nauczania języka ukraińskiego w miejscowej szkole podstawowej. Mimo że już z chwilą rozpoczęcia roku szkolnego 1964/1965 zebrano 30-sobową grupę dzieci, to na możliwość nauki języka ojczystego musiały one czekać jeszcze dwa lata. Było to przede wszystkim „zasługą” inspektora szkolnego z Hajnówki, który próbował storpedować inicjatywę. Wpraw­dzie po tym, jak warszawscy działacze UTSK interweniowali zarówno w Hajnówce, jak i w Ministerstwie Oświaty, inspektor został „przyparty do muru”, lecz nadal czynił rozmaite przeszkody natury formalnej, licząc, że zniechęci tym aktywistów z Kleszczel, a zwłaszcza rodziców. Inicjatorom przedsięwzięcia przyszło m.in. kilka razy wypełniać specjalne listy z nazwiskami dzieci i podpisami rodziców. To już czwarte podanie z podpisami przesyłamy inspektorowi szkolnemu w Hajnówce, oni po prostu bawią się z nami jak kot z myszą. – pisał na początku grudnia 1964 r. A. Nimyj. – Ludziom już obrzydło podpisywać się. W tym wzorze wstawiono narodowość, w poprzednich redakcjach narodowość nie była wykazana. Jak wiadomo, jednym z filarów trwałości „władzy ludowej” była aktywna walka z widmem „ukraińskiego nacjonalizmu”, więc inspektor nie bez przyczyny miał nadzieję, że rodzice będą bali się określić narodowość dzieci jako ukraińską. Jednak i na tak spreparowaną listę zapisano ponad 40 dzieci z Kleszczel i Dobrywody – z wpisaniem narodowości ukraińskiej. Innym problemem była kwestia braku nauczyciela, co zresztą też było „zasługą” hajnowskiego inspektora. Oto bowiem w listopadzie 1964 r. okazało się, że pochodząca ze wsi Moszczona Pańska (gm. Nurzec-Stacja) Nadzieja Karpiuk, kończąca wówczas Liceum Pedagogiczne w Bartoszycach, gdzie była klasa ukraińska, jeszcze w lutym i kwietniu składała podania do inspektoratu w Hajnówce, że chciałaby otrzymać posadę w Kleszczelach. Początkowo nie otrzymała żadnej odpowiedzi, zaś w sierpniu odesłano ją do Olsztyna, gdyż rzekomo w Kleszczelach nie ma Ukraińców. Później tłumaczono się brakiem wolnego etatu w szkole. Gotowość nauczania języka ukraińskiego zgłosił pracujący już tam nauczyciel Anatol Tokajuk, pochodzący ze wsi Rogacze. Wprawdzie oficjalnie występował on jako Białorusin, lecz doskonale orientował się w literaturze ukraińskiej i na kursach dokształcających dla dorosłych wygłaszał pogadanki o pisarzach ukraińskich – Tarasie Szewczence, Iwanie France i in.* Jego kandydatura nie była jednak zatwierdzona przez inspektorat, ponieważ nie miał formalnego przygotowania do nauczania języka ukraińskiego i musiałby wcześniej ukończyć specjalny kurs (na co zresztą wyraził zgodę). *O znajomości literatury ukraińskiej w Rogaczach świadczy też zamieszczony w „Niwie” (1957 r.) list członka BTSK z tej wsi, Ryhora Iwanowca, który cytował słowa wiersza Sydora Worobkewycza o ojczystym języku i słowie … Читати далі «Uświadamiać to sprawa bardzo niebezpieczna». Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne w Kleszczelach