Jak u Pana Boga za Bugiem
Kto uważniej przyjrzał się winiecie, zauważył, że wyszło już 150 numerów pisma o Ukraińcach nad Bugiem i Narwią (o tych znad innych rzek także nie milczeliśmy). Zrobiony więc został przysłowiowy kawał roboty, ale świętować przy grillu nie ma jak, pisać też ciężko – ręce grabieją, bo chociaż po dość mroźnej zimie zgodnie z regulaminem przyszła wiosna, ale po krótkim ociepleniu i ona zaczęła ziębić, a miejscami nawet mocno śnieżyć. Wprawdzie w naszej bielskiej okolicy welikodnich pisanok śniegiem nie zasypało, ale kiedy za oknem chmarno j zołowato, to do radosnego i twórczego nastroju daleko…
Jednak zanim nastały kwietniowe chłody, 22 marca 2017 r. minęło 25 lat od utworzenia Związku Ukraińców Podlasia. Dlatego też zwołane na 1 kwietnia posiedzenie Rady Głównej poświęcono sprawom jubileuszowym – zaplanowaniu rocznicowych przedsięwzięć oraz prezentacji zdjęć połączonej ze wspomnieniami z lat 80., gdy formowało się środowisko, które w 1992 r. utworzyło tę pierwszą lokalną organizację ukraińską. Co ciekawe, dokładnie przed stuleciem – 1 kwietnia 1917 r. – odbyła się masowa manifestacja w Kijowie, zorganizowana przez powstałą po obaleniu caratu Ukraińską Centralną Radę, która w ocenie historyka i uczestnika tych wydarzeń Dmytra Doroszenki: stała perełomnym momentom w rozwytku ukrajinśkoho ruchu w Kyjewi: teper widrazu, i swoji, i czużi pobaczyły, szczo ukrajinstwo – syła, szczo z nym masy, a ne jakiś okremi hurtky i kupky. My wsi poczuły wpersze twerdyj grunt pid nohamy, poczuły sebe hospodariamy w swojij chati.
Jednak pamięci tamtych wydarzeń w naszej lokalnej świadomości nie było. Bo dziadowie i pradziadowie z „wielkiego” powiatu bielskiego, który do lat 1952-1954 obejmował cały zamieszkany przez ludność ukraińskojęzyczną obszar na północ od Bugu w obecnym woj. podlaskim, pozostawali na ogół na uboczu procesów narodowotwórczych XIX – początku XX w. (na terenach należących do Imperium Rosyjskiego tak dynamicznie przyśpieszonych przez rewolucję z lutego/marca 1917 r.). Powiatowy Bielsk był w tym czasie zaledwie kilkutysięcznym miasteczkiem, nawet bez własnej gazety, nie mógł więc pełnić roli ośrodka kulturo- i narodotwórczego, tym bardziej że wszelkie nie-„wszechrusskie” inicjatywy aktywnie dławił aparat państwowy, upowszechniający przez instytucje publiczne przekonanie, iż jest tylko jeden obszczerusskij narod, co najwyżej złożony z trzech prawosławnych „plemion”. Zaś w 1917 roku był on pod niemiecką okupacją. Później zaś widzimy mające ograniczać i neutralizować ukraiński ruch narodowy założenie, że w południowych powiatach dawnej gub. grodzieńskiej, które w latach 1919-1921 podzielono pomiędzy woj. białostockie i poleskie, „nie ma Ukraińców”. To polityczne kuriozum w pewnym sensie wyszło nam jednak na dobre, uchroniwszy w latach 1944-1946 przed zastosowaniem przez władze przymusowego wysiedlania do ZSRR, a w 1947 r. przed objęciem akcją „Wisła”.
Można powiedzieć, że dzięki zbiegowi historycznych okoliczności przeżyliśmy jak u Pana Boga za Bugiem – umowną granicą z obszarem, który po kilku kolejnych kataklizmach – najpierw religijnej wojnie o „unickie dusze”, „bieżeństwie” i powojennych wysiedleniach stał się obcy dla ukraińskojęzycznych mieszkańców naszego „trójmiasta” (Siemiatycze – Bielsk – Hajnówka). Ale dzięki mapom z rozmieszczeniem cerkwi, jak i pionierowi polskiego ludoznawstwa Kazimierzowi W. Wójcickiemu wiemy, że na lewym brzegu Bugu obszar zamieszkany przez „Ruś podlaską”, która „zachowała najwięcej rysów odwiecznych swego charakteru”, jeszcze w połowie XIX w. ciągnął się nie tylko daleko na południe, ale też na zachód, aż pod Siedlce. Obecną jednak sytuację ilustruje buwalszczyna (historia z życia wzięta), którą w latach 80. minionego już wieku, gdy jeszcze mało kto miał samochód, więc pociągi pasażerskie były zatłoczone, opowiedział jeden z czeremszańskich kolejarzy, pracujący jako konduktor. Otóż pasażerowie, z Lublina lub Warszawy jadący przez Siedlce w stronę Czeremchy, Bielska i Hajnówki, w pewnym momencie przechodzili swoistą metamorfozę – gdy pomiędzy Sarnakami a Siemiatyczami-Stacją pociąg przekraczał Bug, znaczna ich część porzucała język polski i zaczynała pomiędzy sobą rozmawiać po-swojomu, a więc gwarowymi wariantami języka ukraińskiego. Taka podróż byłaby więc fascynującą przygodą zawodową dla socjologa, ale też i dla filologa, bowiem praktycznie co stacja czy przystanek to kolejna forma podlaskiej ukraińszczyzny, a rozmowy z pasażerami wsiadającymi pomiędzy Siemiatyczami a Strablą i Hajnówką mogą dać ukrainoznawcy prawie pełny obraz dialektologiczny tego skrawka Podlasia.
A dla osób, które przed około 35 laty budowały swoją ukraińską tożsamość narodową, zaś 1 kwietnia 2017 r. wspominały tamte czasy, pierwszym drogowskazem ku temu był właśnie język – molitwa nasza do ruodnoji zemli. Za tym oczywiście szło bliższe poznanie tejże ojczystej ziemi, zarówno poprzez rajdowe wędrówki i spotkania z osobami, które były zaangażowane w powstanie i działalność koła Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego w Kleszczelach, jak i wertowanie ksiąg o jej – o naszych! – dawnych dziejach. Wreszcie spotkania i współpraca ze środowiskiem Ukraińców wywodzących się z Chełmszczyzny, Nadsania i Beskidów, a koniec lat 80. i początek 90. stworzył możliwość swobodnych kontaktów z Ukrainą. Jednych ówczesne „pojawienie się” Ukraińców w Bielsku, Czeremsze, Hajnówce i Białymstoku zaskoczyło, innych zdenerwowało, nawet srodze. Lecz dzisiaj już ten fakt jest przyjmowany jako oczywisty. Bo przecież kijem Bugu i Narwi nie zawrócisz…
Jurij HAWRYLUK
«Над Бугом і Нарвою», 2017, № 2, с. 2.
Буг у Дорогичині. Фото Ю. Гаврилюка