Korzenie. Historia wsi Kuraszewo, cz. 1
Wieś Kuraszewo w gm. Czyże w pow. hajnowskim powstała około 1560 roku. Sto lat temu we wsi było 133 domostw i 665 mieszkańców (patrz „NBIN” 4-5/96).
Prezentowana historia wsi Kuraszewo powstała w roku 1989. Jej autorka, Nina Grygoruk, przez szereg lat bardzo aktywna działaczka społeczna, skorzystała z opowieści mieszkańców: Andrzeja Golonki, Wiery Oniszczuk, Jana Krasowskiego, Jana Misiejuka, Mikołaja Prokopiuka i Olgi Grygoruk. Dzięki temu powstał oryginalny zarys lokalnej historii. Nawet gdy pojawiają się nieścisłości, co jest rzeczą nieuniknioną, gdy podejmuje się próbę odtworzenia przeszłości opierając się o przekazy ustne, w całości powstał wartościowy obraz minionego, pozwalający ocalić fragment naszej przeszłości. Ze względu na objętość, tekst zaprezentowany zostanie w trzech częściach: dwie pierwsze poświęcone są dziejom wsi, ostatnia, trzecia, obyczajom, zwyczajom i przesądom. [Red.]
Legenda głosi, że niegdyś teren naszej wsi porastały ogromne lasy. Nieznany osadnik osiadł w miejscu dzisiejszego Kuraszewa od strony wsi Usnarszczyzna-Wólka. Przygotowując miejsce pod budowę własnego domu, karczował i wypalał rosnące drzewa. Jak głosi legenda, był on również dobrym szewcem. Palący się ogień i unoszący się dym sprowadził dalszych osadników, którzy nazwali to miejsce Kur-a-szewo.
W pobliżu był także dworek, który nazwano Pańszczyzną. Z opowiadań starszych mieszkańców wsi wynika, że ich rodzice i dziadkowie chodzili jeszcze do jego właścicieli na zarobek. Ludność żyła wówczas bardzo biednie, w ziemiankach z jednym małym okienkiem. Dopiero około 1850 roku zaczęto budować domy na powierzchni ziemi. Ludzie karczowali las przygotowując pod uprawy pola, które przydzielał rząd carski w zależności od ilości włożonej pracy na pańszczyźnie. W tamtym okresie ludność nie miała zbyt wiele wolnego czasu, pomimo to w roku 1868 rozpoczęto pierwszą w naszej wsi wielką budowę – była nią budowa cerkwi. Trwała ona 9 lat. W roku 1874, jeszcze przed 7 kwietnia, było bardzo dużo śniegu i do transportu materiału budowlanego używano sań. Zwiezione kloce piłowano ręcznie piłami podłużnymi. Głównym majstrem był mieszkaniec naszej wsi Selweś Jakoniuk (dziadek Arentia Jakoniuka), który po śmierci za swoje zasługi został pochowany przy cerkwi. Po kilkunastu latach, na jego grobie, dobudowano drugą część cerkwi. Parafia utworzona została w 1897 roku, a pierwszym batiuszką był Łukian Sosnowski. W związku z tym, iż była to bardzo mała parafia (w jej skład wchodziły wsie Kuraszewo i Wólka) rząd carski przydzielił do jej dyspozycji 33 hektary ziemi, którą nazwano „popówką”, zaś 3 hektary ziemi ofiarowali parafianie.
W tych czasach ludzie żyli bardzo biednie. Jeden gospodarz miał pola w 5 lub 7 kawałkach. Były to wąskie zagony, które ciągnęły się nawet przez 2 kilometry. Żniwa trwały do dwóch tygodni, a udając się na nie chłopi zabierali ze sobą jedzenie na cały dzień. Było ono postne, gdyż w tym czasie trwał post zwany petruowką.
Ludność wiejska żyła wyłącznie z wykonywanej przez siebie pracy. Nie wiedziała nic o życiu otaczającego świata. Do oświetlania izb używała małych naftowych lampek bez szkła zwanych kopciuszkami. Przy takim oświetleniu kobiety przędły całymi nocami na drewnianych kołowrotkach len, konopie, wełnę i inne pakuły. Tkały również na krosnach, a z uzyskanych tkanin szyły później całej rodzinie ubrania, od koszuli po palto. Jedynym źródłem informacji w życiu wsi było to co usłyszano w cerkwi. Naród był bardzo bogobojny i z wielkim szacunkiem odnosił się do batiuszki. To co powiedział batiuszka było święte.
W 1914 roku, w jakiejś wsi byli przejazdem żołnierze carscy, zwani kozakami. Radzili oni ludziom, by jak najszybciej uciekali do Rosji, bo wkrótce na te tereny mają przyjść Niemcy, którzy będą się zanęcać nad kobietami i dziećmi, a chłopów brać do niewoli. Mieszkańcy naszej wsi oraz wsi okolicznych zaczęli więc z całymi rodzinami masowo uciekać na wschód. Pozostawiali swoje bardzo skromne gospodarstwa, zabierali zaś tylko tyle, ile weszło na żelazny wóz. Ci którzy nie bali się Niemców i pozostali na miejscu (w naszej wsi było ich tylko kilku) zagarnęli mienie pozostawione przez uchodźców. W ten sposób stali się zamożniejsi. Część uchodźców dotarła jednak tylko do osady Narewka, gdzie wycofujące się wojska carskie zniszczyły most na rzece. Zmusiło ich to do pozostania. Koczowali więc w okolicznych lasach, aż skończyła się żywność i nie było innego wyjścia jak wracać do pozostawionych zagród. Te zastali jednak już całkowicie oszabrowane.
Rozpoczęło się życie pod zarządem niemieckim, które nie były jednak tak straszne, jak je wcześniej przedstawiano. Niemcy byli na tym terenie w latach 1914-1918 i mimo wcześniejszych pogłosek nie znęcali się nad naszą ludnością. Dwa dni w tygodniu gospodarz z całą rodziną i zaprzęgiem musiał pracować na polach niemieckich. Nasi chłopi nauczyli się wówczas od Niemców kultury rolnej. Zaczęli sadzić buraki pastewne, brukiew oraz soczewicę.
W 1918 roku zaczęli wracać z Rosji ci mieszkańcy wsi, którym udało się tam przedostać. Po powrocie zastali opuszczone budynki i leżące odłogiem pola. Rozpoczął się okres głodu i epidemii tyfusu. Zmarło wówczas dużo słabszych ludzi i małych dzieci. Ci, którzy pozostali przy życiu zaczęli szukać pracy, aby móc zarobić na wyżywienie rodziny. Udawali się więc do odległych od Kuraszewa o 50 kilometrów miejscowości: Brańska, Bociek, Ciechanowca i wielu innych, zwanych szlacheckimi. Zarobki były bardzo niskie, np. za dzień młócenia zboża cepem otrzymywano 4 kilogramy żyta. Nie można było więcej zarobić, gdyż odliczano za skromne wyżywienie i nocleg. Po kilku dniach takiej pracy, zarobione zboże ludzie musieli przynieść na plecach do domu. Na pracę zarobkową chodziła ludność dorosła, natomiast dzieci w wieku od 7 do 15 lat były zatrudniane przy wypasie bydła i owiec. Za wypas przez całe lato płacono 100 kg żyta. Niektóre dzieci nie wracały na zimę do domu, mieszkały u gospodarza pomagając przy obrządku inwentarza. Za 2 lata takiej pracy dostawano 100 kg żyta i 4-tygodniową cieliczkę. Z opowiadań Maksyma Plewy wynika, iż pracował on u bardzo dobrego gospodarza. Za dwa lata pracy otrzymał bowiem cieliczkę, 200 kg żyta oraz wypożyczył dwójkę koni na dwa dni i trzy noce, aby móc zaorać własne pole i zasiać zboże, choć był to już koniec października i terminowo zasiane zboże wzeszło. On i jego ojciec czuli się wówczas bogaci.
Najcięższy głód panował od roku 1918 do 1920, do czasu, gdy ziemia nie została należycie wyrobiona i nie zaczęła rodzić. Do mąki na chleb ludzie dodawali wówczas nasiona łubinu gorzkiego. Wprzód moczyli go przez siedem dni w wodzie, aby stracił gorycz, i dopiero wówczas mełli w żarnach.
Drugą większą budową w naszej wsi była budowa szkoły. Zbudowana ona została jeszcze przed pierwszą wojną światową. Część funduszy ofiarował jeden z biskupów prawosławnych. Odwiedzał on okoliczne cerkwie i spodobał mu się śpiew naszego miejscowego chóru. Chór liczył 20 osób i składał się przeważnie z młodzieży. Biskup zapytał młodych ludzi co chcieliby otrzymać w nagrodę. Młodzież poprosiła, aby ofiarował datek na budowę szkoły. Biskup przekazał wtedy pokaźną sumę pieniędzy, resztę dołożyli mieszkańcy i tak powstała szkoła.
Do szkoły uczęszczało bardzo mało dzieci. Chodziły one przeważnie zimą, gdyż latem trzeba było paść krowy. Ponadto nawet zimą nie każde dziecko miało w czym pójść do szkoły. Rodzice nie mieli za co kupić ani ubrań, ani książek. W okresie zimowym matki ciężko pracowały przy ręcznym szyciu i krzyżykowaniu (wyszywaniu) świątecznych koszul, ręczników, obrusów i innych rzeczy. Wiosną bieliły płótna na rzece i pracowały w polu. Dlatego też bardzo niechętnie posyłały dzieci do szkoły.
Nie było w tych czasach środków piorących, aby odzież dzieci utrzymać w czystości. Prano więc w płynie zwanym ługiem. Do gorącej wody sypano popiół z grabowego drewna. Aby ług był żrący musiał odstać około dwóch godzin, i dopiero wtedy przystępowano do prania bielizny.
W 1927 roku naszą wieś nawiedził ogromny pożar, spłonęło 42 zabudowania, prawie cała zachodnia część wsi. W roku 1931 w Kuraszewie powstała Ochotnicza Straż Pożarna. Drużyna strażacka liczyła 10 strażaków, wśród których byli m.in.: Andrzej Prokopiuk s. Mikołaja, Piotr Bebko, Paweł Grygoruk, Jan Wasiluk s. Kornela, Grzegorz Golonko s. Andrzeja, Jan Aleksiejuk i in. Jej szefem został Jerzy Sidoruk (Myszków). Strażacy otrzymali sprzęt pożarniczy: doskonałą na tamte czasy 200 litrową metalową beczkę, zamocowaną na dwukółce ciągniętą przez konia, pompę ręczną poruszaną przez czterech strażaków oraz 30 m węża strażackiego. Pompę strażacką wożono na specjalnym wozie z dyszlem, do którego zaprzęgano parę koni.
Powstanie Ochotniczej Straży Pożarnej spowodowało rozwój życia kulturalnego: członkowie OSP organizowali wieczorki, przedstawienia, wiejskie zabawy. Na zabawach grali muzykanci (samoucy) z Kuraszewa.
Do 1933 roku poziom rolnictwa był bardzo niski ze względu na podział pól (długie wąskie kawałki). W roku 1935 wraz z likwidacją rozdrobnienia poletek, część mieszkańców przeniosła się na kolonie, gdzie utworzyła nowe gospodarstwa. Rok później wybudowano w Kuraszewie dwa wiatraki. Ich właścicielami byli: Grzegorz Iwaniuk i Stefan Oniszczuk s. Onufrego. Ten pierwszy sam skonstruował maszynę do produkcji kaszy z prosa, później zaś maszynę do wyciskania oleju z lnu. Obraz naszej wsi zaczął się zmieniać. Odstawiono na bok wysłużone żarna, ich miejsce zajęły młynki napędzane kieratem.
Nina Grygoruk
Foto: Janusz Bakunowicz
Кольорові фотографії Юрія Гаврилюка
Над Бугом і Нарвою, 2000, № 1-2, стор. 20-21.