ІСТОРІЯ,  ЛЮДИ,  Наші статті

Z rozkazuw Wasila Maksymjuka. Jak koliś u Zbuczye żyłoś? cz.1

Idut lieta, miniajetsia swiet, a razom i z tym nasze seło. Ludi, kotory pomniat „bieżenstwo”, praktyczno wże j ne ostałosia, sztoraz chuczyej odychodiat toże tyji, szto rodilisia „za staroji Puolszczy”. Szcze trochu i jich toże ne bude, a razom z jimi propade czast’ naszoho minułoho – pamet’ pro koliśni zwyczaji, pisnie, ale toże pro swiet, kotoroho ne znajemo – miżwojenny roki i wujnu. Poka szcze czas, warto prysiesti czasom koło swojich bat’kuow, diduow, abo j pradiduw, se żywut, i rozpytati pro dawniejsze. Same z takich rozmow, jakiji kilka liet wedu iz swojim diedom – narodżanym czut’ ne 95 liet tomu w Zbuczowi Wasilom Maksymjukom (po-hulicznomu Wiszniewśkim), wyszła sieta historija. To historija ne ono joho żytia, ale j czasu, w kotorum pryszłosia żyti jomu i joho odnolatkam.

Zbucz za staroji Puolszczy

Ja rodiwsia u Zbuczye 26 marca 1923 roku. Moja mati, Mania, była iz Zbucza, bat’ko Aleksander prystupiw z Lachuow. U mene byli szcze try sestry – staryejsza Mania, rodżana w 1920 rokowi, i dwie mołodszy – Tetiana z 1925-ho i Paraska z 1928 roku.

Takiji krupniejszy hospodarye jak muoj died – Wasil Wiszniewśki, kotory buolsz jak 15 hektaruw, tak do 20-ti hektaruw zemlie mieli, dobre żyli. No byli i bidniejszy. U takoho Dorofieja zahuon na sztyroch byw i każdy wse oraw dokupy, kob na susieda ne wpało. To wony j niczoho ne mieli, chlieba tołkowoho ne mieli, kob najiestiś. Tak żyli. 

Za staroji Puolszczy w Zbuczye stojało mencz buolsz tuolko same chatuow jak teper. Najstaryejszy byli sołomoju kryty, z zahatoju, szybki maleńki mieli. Od hulici to wse byw prystienok. To tam ni pomostu, ni okna ne było. Koworotka tudy wynosili, terniciu. Dalij wże była chata, a za chatoju – owecznik na oweczki, kob u stienu tepło było.

Died Wasila Maksymjuka – Wasil Wiszniewśki (sidit z liewoji – za rulom) – Warszawa 1913 ruok

Pomosty za meji pameti to w usiech chatach u Zbuczye wże byli. No pomniu, u naszych swojakuow u Horodczyni za Klenikami w kuchni szcze hlina była. To pud swjato żowteńkim pisoczkom jeji posyplut chorosze i jak zajiedem, to każut: „No pudnimajte nohi, bo błochi skaczut”. To jak nohi pudojmem, to tak chutko błocha ne skoczyt.

Kołodecie derewjanny byli. Wozy robili tak, szto osia kolesa derewjanna była, ono żeliezom okowana i szyny toże z derewa. I takim-o jiezdili. Ale posli wże chutko pereroblali takoho woza na żeliezny, bo derewjanny szto tam najiede? Soncie lietom woźmetsia i rozsochnetsia, rozletitsia koleso.

Za stareji Puolszczy policija chodiła po selie i diwiłasia – czy płuot pobielany byw, czy widro do kołodecia okowane, czy konia ne pojat z widra, z kotoroho lude pjut. Rowuow pilnowali, kob czysty byli, bo jak swini żenut, to poka wony perejdut, to wsio pereryte było.

Pered wujnoju bidota była. U postołach chodili. Swietła ne było, ono gaźniczki takiji maleńki lude mieli. Rower to ono odin u sełowi byw. Bajki życie to wże pered samoju wujnoju stało. Chaty zaczali kryti dachuowkoju. Wże j czerewiki można było kupiti, ne takiji dorohiji byli, nahawici do roboty, a kościumy to byli welmi dorohiji. Roweruow toże buolsz stało.

Hospodarowanie

Za stareji Puolszczy i szcze po wujnie wsio trochpoluowki byli. Parenina to odłohom leżała, jaryna to jarynowy zbuoża, kartochli sadili i ozimina – na zimu pszenicia i żyto. Sioj ruok parenina, to na druhi ruok tam bude ozimina, tam de jaryna, to wże kidałosia, a tam de ozimina, to bude jaryna.

Sadili zbuoże, lon, kartochli, horoch, wiejku, proso, kołopni. Hodowali koni, korowy, oweczki i swini. Try paswiska weliki byli i tam jich pasli. Rano pastuch ide i każdy wyhaniaje – najperucz żenut bydło, potum swini i oweczki. I wony pohonami idut. A wże jak wykosiat łonki, to tohdy koliejkoju pasut telata.

Hospodaryli. Derewjanna borona była. Serpami żali. Jak deset’ czy buolsz liet mieli, to wże bat’ki brali na pole serpom żati.

Jak wołami orali, to mnie ono died rozkazuwaw. Socha to szcze była w nas na wyszkach, ale zhoryeła. To ja sochu baczyw i toje jarmo derewjanne, szto nakładałosia, toże baczyw. No za meji pameti wołami wże ne orali.

Ne było maszyny, żadnoji tiechniki ne było. Ciepom mołotili. Sieczku rukami ryezali – ale bidota była! No pered samoju wujnoju stali kuplati maszyny – uże tohdy koje-chto szyrokomołuotki, cipuowki, sztychuowki miew.

U selie naszu simju zwali Wiszniewśkimi – od familiji moho prapradida Wasila Wiszniewśkoho. Na fotohrafiji z 1938 abo 1939 roku cieła simja razom z majstrami, kotory budowali chatu.

Diwiwszyś z prawoji storony: druhi stojit Wasil Maksymjuk, awtor spohaduw; koło joho bat’ko Aleksander Maksymjuk; sidit hołowa rodu died Wasil Wiszniewśki; dalij stojit najmołodsza sestra Paraska; mati Mania Maksymjuk (Wiszniewśka); sestra Tetiana i najstaryejsza sestra Mania.

Szkoła

Jak mnie było siem liet, puszow do szkoły do Staroho Berezowa. Usie musili choditi, bo karali, jak chtoś ne wysław. Staryejszu sestru Maniu bat’ko ne pustiw, bo treba było korowy pasti, to dostaw karu – u Wuorli na posterunkowi musiw derewo dwa dnie rubati.

Wsia mołodioż iz Zbucza chodiła do Berezowa. A posli takij polak Dwilinśki, bity czołowiek, każe: „Dawajte, ja wam szkołu zroblu”. Artemi, sołtys u selie, zhodiwsia, kob była w joho w chati. I do sameji wujny w Zbuczye uczyliś.

Ja u Berezowi uczywsia dwa roki, dwa roki dochodiw u Zbuczye do czetwertoji klasy i z czetwertoji puszow do Wuorli. Namowiw Kuondratowoho Kolu, z kotorym kolegowawsia, i my dwoch iz Zbucza uczylisia u Wuorli. No szto to była za nauka? Jak odchodiwszy do szkoły, to treba szcze korowy czy koni napasti i tohdy do szkoły wbihom. A iz szkoły pryjdesz, lekcijuw ne tak jak teper – siadesz, odrobisz, ono torboczku kinesz i wbihom za koni, bo było w nas troje koni. To wże posli odroblajesz, abo j tak idesz spati. Takaja nauka była.

Do Berezowa piszkom chodili, a zimoju wozili nas trochu sankami. Do Wuorli perszy ruok toże chodili – nawproszczki, a jak bołoto było, to na More. Siem kilometruw sztodnia w odnu storonu chodili. A posli nam rowerye pokuplali i my rowerami jiezdili. Ja chodiw aż pud Kleniki na koloniju do swojaka na rowery uczytiś jiezditi. Piszkom zajdu i tam popojieżdżu, popojieżdżu i naweczur znow piszkom dodomu idu.

U Wuorli to mało było uczenikuow iz siuoł – po odnuom iz Spiczkuow, Topczykał, Malinnik, Dubjażyna, Koszeluow. Ne mieli hroszy. Nas iz Zbucza wczyłosia ono dwoch, buolsz nikoho ne było. Newelmi naszych ludi dopuskali, chotieli, kob temny byli. Skuonczyw sztyry klasy, abo sztyry lieta w perszuj prosediw i wsio.

Dwie zimy to ja żyw u Wuorli – perszu zimu w żyda. Ne pomniu, jak zwawsia, no prozywali joho Bezuszki, bo ucha jomu odmoroziło. A druhu zimu żyw u zastępcy komendanta policji, polaka Grzybka. U joho dwa chłopci byli i diewczyna. My kolegowalisia i wuon mene pryniaw. No koli pryszli sowiety, to jich na Sibir wywezli.

U Wuorli wczywsia do szostoji klasy. Posli miew iti do „przemysłówki” do Hajnowki. Zdaw ekzaminy, ale mene ne pryniali, bo ne było miescia. Muoh iti deś dalij. No chto ż tudy pojiede? Tak ja ostaw wdoma i zara-o sowiety pryszli. 

Wurlenśki uczeniki – z prawoji storony Wasil Maksymjuk, koło joho Kola (Kuondratuw) Bruk

Żydy

Tak jak teper samochody z towarami po siołach jiezdiat, to koliś żydy byli. Każdy żyd miew swoje seło i ono tudy jiezdiw. 

Żyduow to było najbuolsz u Wuorli, to żyduowśkie misteczko było, toże w Kliszczel, Narwi. A w Hajnowci żyduow ne było, bo to było miesto robocze – tam tartak byw, fabryka Chimiczna była i tudy jiechali w zaruobki z Puolszczy lies ryezati. Naszych ludi do roboty ne pryjmali, de tam!

Żydy materiju, pumiski, sklanki, kubki, porcelanu prodawali. Sledzi wozili. Myło w jich dobre było. Wony joho takimi welikimi kuskami prodawali.

Żydy wozami jiezdili. U wozi takaja upletiona kielnia, kob ne wyletiło nic. Bo wony onuczy kuplali, butli, jajcia, zbuoże, telata, kiszki z oweczok – strunki, szerść iz swini, kuonśku hrywu. Chwuost z konia dobre płatiwsia.

Byw krasielnik – żyd, szto muotki krasiw. Jiezdiw po selie i baby wynosili na jakij tam deń napradiane i wuon zabiraw. A druhi żyd koni, żerebjata kuplaw.

Takiji żydy Manaszki to wże ono zbuoże skupowluwali. A tam u selie to wsiak kombinowali. Kawalierka hroszy ne mieła – treba u bat’ka tchora wkrasti. Tak howoryli – tchora, to znaczyt zbuoże wkrasti i tym Manaszkam prodati. To nawet’ syny bohatszych hospodaruow u bat’kuow tchora krali, bo ż hroszy ne mieli.

Żydy byli sklepowy, krawcie, szewcie, wsie fachuowci byli. U Wuorli, Bielśku byli jichni sklepy. A wony mieli modu takuju – rano jak chtoś prychodit do sklepu, to perszu sztuku prodadut za puwdarom. Ono treba dobre torhowatiś. To moda była u żyda takaja – perszomu wuon prodaść za małyji hroszy.

Żydy po-naszomu howoryli. Miż soboju howoryli po-swojomu, ajakże, a z nami po-naszomu, bo sered nas żyli. Wsie po-naszomu umieli. Ja że ż z żydami dwa roki do szkoły chodiw, kolegowalisia!

Żydy byli dobry lude i my z jimi dobre żyli. Wony j hroszy pozyczali i ne dopominalisia, kob zara oddati. A posli pryszli niemci i wsiech jich wyduszyli. No mene wże tohdy wdoma ne było.

Dalij bude

spisała Ludka WISZNIEWŚKA

«Над Бугом і Нарвою», 2017, № 6, стор. 25-28.

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *