ІСТОРІЯ,  Наші статті

Od króla Rusi do prezydenta Ukrainy

Od króla Rusi do prezydenta Ukrainy

Przed stu pięćdziesięciu laty w Chełmie urodziła się wybitna postać, dzięki której – niezależnie od panujących tu wówczas stosunków narodowościowych i politycznych – miasto po raz kolejny wpisało się w główny nurt ukraińskich dziejów. 29 września 1866 r. przyszedł bowiem na świat Mychajło Hruszewski, którego osoba w niepodległej już od 25 lat Ukrainie została postawiona w jednym szeregu z Włodzimierzem Wielkim, Bohdanem Chmielnickim, Iwanem Mazepą, Tarasem Szewczenką…

Po latach Serhij Hruszewski (1830-1901) pisał w listach do dorosłego już syna, że poród był bardzo lekki, wplótł też w swoje ojcowskie błogosławieństwo wspomnienie o tym znamiennym dniu: „Urodziłeś się rankiem, o wschodzie słońca, a ranek był taki jasny, przepiękny. Wspominam to w związku ze zbliżającymi się Twoimi urodzinami, proszę Boga, aby światło prawdy i miłości rozjaśniało wszystkie dni Twego życia, aby było ono dla Ciebie promienną radością, aby Bóg okrywał dni Twojego życia ciepłem i dobrem. Amiń”.

To, że Mychajło Hruszewski – „najwybitniejszy ukraiński historyk i pierwszy prezydent Ukraińskiej Republiki”, jak go scharakteryzowano na brązowej tablicy pamiątkowej umieszczonej w 1991 roku na budynku przy ul. Sienkiewicza 8 – urodził się właśnie w Chełmie, było do pewnego stopnia przypadkiem. Hruszewscy pochodzili bowiem z Naddnieprza, zaś pobyt w Chełmie był jedynie krótkim epizodem w pedagogicznej karierze głowy rodziny. Trzeba jednak zdawać sprawę, że na takie „przypadki” w istocie pracuje cała historia, przynajmniej tej części świata, w której odbywa się wydarzenie. Tak było i tym razem – przybycie jesienią 1865 r. Serhija Hruszewskiego na posadę nauczyciela języka rosyjskiego w nowo otwartym gimnazjum chełmskim to następstwo zdarzeń nie tylko z połowy XIX w., ale też mających miejsce jeszcze w średniowieczu.

Nie byłby bowiem pierwszy syn Hruszewskich chełmianinem z urodzenia, gdyby nie to, że książę, a potem król Daniel Romanowicz wzniósł na szczycie wzgórza, które według latopisarza „tuziemcy” zwali po prostu Chołm (góra), swoją stołeczną rezydencję, a później przeniósł do niej też siedzibę biskupa (z położonego bardziej na północ, na wschodnim brzegu Bugu Uhrowieska – nie należy mylić z Uhruskiem). Wprawdzie w XIV w. warowny gród na szczycie Góry Chełmskiej nie miał już znaczenia, jakie posiadał za życia Daniela, ale aż do początków XIX w. pozostawał ośrodkiem administracyjnym o randze zbliżonej do stolicy województwa. Także wtedy, gdy w pierwszej połowie XIX w. przestał już być nawet siedzibą władz powiatowych, pozostał centrum życia religijnego dla „Rusi chełmskiej”, czyli mieszkającej na zachodnim brzegu Bugu etnicznie ukraińskiej ludności wyznania grecko-unickiego (z niewielką enklawą ludności białoruskiej nad Niemnem, wokół miasteczka Lipsk w pow. augustowskim – 7 cerkwi z ok. 8,5 tys. parafian, przy ogólnej liczbie 227 tys. wiernych diecezji chełmskiej). Gdy więc po zdławieniu polskiego powstania styczniowego władze rosyjskie w Królestwie Polskim wprowadziły we wrześniu 1864 r. system zarządzania placówkami oświatowymi według wzorców panujących w Imperium, siedzibę dyrekcji szkolnej, która objęła południowo-wschodnią część ówczesnej gub. lubelskiej, umieszczono nie w powiatowym Krasnymstawie, lecz w Chełmie (część podlaska guberni podlegała dyrekcji w Siedlcach).

Jak czytamy w liście nowo powołanego naczelnika Chełmskiej Dyrekcji Szkolnej Teofana Łebedyncewa (1828-1888), który przed tą nominacją był profesorem w Kijowskiej Akademii Duchownej: „Mnie wybrano do Chełma dlatego, że tam mieści się rezydencja biskupa unickiego, seminarium unickie, unicka szkoła diakowska i jednocześnie nauczycielska, tam też chcą urządzić pełne gimnazjum ruskie”. Adresatem listu, pisanego w styczniu 1865 r. z Warszawy, był starszy brat Teofana – Petro Łebedyncew (1820-1896), prawosławny duchowny i pedagog, a jednocześnie założyciel i redaktor pisma „Kijewskija Jeparchialnyja Wiedomosti”. W listopadzie 1865 r. na łamach tego periodyku, który oprócz części z informacjami oficjalnymi o życiu diecezji miał też „Dział drugi” z publikacjami dotyczącymi historii i życia społecznego ziem ukraińskich, T. Łebedyncew opublikował informację: „17 października w Chełmie miało miejsce uroczyste otwarcie 7-klasowego gimnazjum męskiego dla ludności grecko-unickiej Królestwa Polskiego i kursów pedagogicznych mających przygotowywać nauczycieli dla początkowych szkół grecko-unickich”.

Wyjaśniał też: „Każdemu wykształconemu czytelnikowi ruskiemu jest wiadomym, że w granicach Królestwa Polskiego, w południowo-wschodniej części gub. lubelskiej i północnej części augustowskiej od dawnych czasów mieszka znaczna liczba ludności tego samego co i my pochodzenia, mówiącej wspólnym z nami językiem, wyznającej w ciągu kilku wieków tę samą wiarę prawosławną, lecz w XVII wieku wciągniętej w unię z Kościołem rzymskim, chociaż w liturgii i obrzędowości zachowującej dotąd dawną więź z Kościołem wschodnim”. Mamy więc swego rodzaju historyczny skandal, którego przedmiotem byli chełmscy i podlascy unici, a istotą kolizji – usiłowania mające pozyskać ich dla przeciwstawnych sobie narodowych „projektów” – polskiego i tzw. ruskiego (w oryginale „russkago”, co obecnie tłumaczy się po polsku jako „rosyjski”, nie oddaje to jednak w pełni XIX-wiecznego znaczenia tego słowa, dlatego „russkij” w cytatach tłumaczę tu jako „ruski”). Pomimo swej przeciwstawności, także w kwestii stosunków społecznych – polski wolnościowo-demokratyczny, „ruski” zaś zamordystyczny – projekty te miały też wiele wspólnego, oba bowiem szukały uzasadnienia w bliższej lub dalszej historii, coraz bardziej odstając od realiów, które kształtowały się w środkowej Europie po tym, jak przetoczyły się po niej wojny napoleońskie, a potem – oddzielona epoką romantyzmu – Wiosna Ludów.

Tak więc marzący o odzyskaniu swej państwowości polscy patrioci, określali chełmskich i podlaskich unitów – podobnie jak i ogół ludności etnicznie ukraińskiej – tradycyjnym mianem Rusinów i chociaż dostrzegali ich odrębność historyczną i kulturową, to uważali za lud współtworzący polską nację polityczną ukształtowaną w dobie stanowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Teraz to polskie państwo – już nie szlacheckie, ale ogólnonarodowe – powinno się odrodzić w przedrozbiorowych granicach i wspólnym wysiłkiem jej trzech „historycznych członów”, które „rusiński” poeta Platon Kostecki (1832-1908) wyliczał w wierszu „Nasza mołytwa”, uznanym za hymn zwolenników tzw. idei jagiellońskiej:

Jednow my żyjem nadijew,

Wspilnaja nam sława,

Wsim zariwno myłyj Kijew,

Wilno i Warszawa.

Switom hołos czuty,

Z hrobów kłyczut’ Jahajłony,

Piasty, Korybuty:

Wo imia Otca i Syna

To nasza mołytwa:

Jako Trojca, tak jedyna

Polszcza, Ruś i Łytwa.

Kostecki nie był wprawdzie związany z Chełmszczyzną, urodził się bowiem i wyrastał na Bojkowszczyźnie (m.in. w Zahoczewiu koło Leska, gdzie jego ojciec był proboszczem). Ale jest raczej pewne, że opublikowany w 1862 r. wiersz powstał pod wpływem wydarzeń mających miejsce rok wcześniej w „Kongresówce” (tak zwano potocznie Królestwo Polskie, utworzone na mocy postanowień kongresu wiedeńskiego w 1815 r.), przez którą przetoczyła się wówczas fala patriotycznych manifestacji dla uczczenia unii zawartych z udziałem Jagiełły. Inicjatorem i współorganizatorem największej z nich, mającej miejsce 10 października 1861 r. w położonym na południe od Chełma Horodle, był już Rusin o chełmskich korzeniach – ks. Stefan Laurysiewicz (1836-1864). Podczas uroczystości odbytej na podhorodelskich łąkach, albowiem wojsko rosyjskie nie wpuściło manifestantów do samego miasta, wygłosił on wezwanie: „Polska niech nie zapomina o siostrze swej Rusi, a Ruś niech nie zapomina o siostrze swej Polsce. Wiele błędów popełniono w przeszłości obopólnie. Polska narzuciła zbytnio swą przewagę, – a Ruś szukając sprzymierzeńca w Moskwie. Rzućmy zasłonę na przeszłość jaskrawą, a rozpocznijmy nową epokę, mającą na celu odzyskanie obopólnej niepodległości”. Owocem manifestacji była też deklaracja: „unię łączącą Litwę z Polską ponawiamy, a unię Polski i Litwy z Rusią zawieramy na zasadach zupełnego równouprawnienia wszelkich narodowości i wyznań: łącząc się do wspólnej pracy celem wydźwignięcia ojczyzny naszej z dzisiejszego upadku aż do zupełnej niepodległości. Prawa nasze w tej mierze, jako nie uległe żadnemu przedawnieniu, oddajemy pod uznanie rządów konstytucyjnych i sumienia Ludów wolnych”.

Starania o pozyskanie szerokiego poparcia owej Rusi, czyli ludności prawobrzeżnej Ukrainy (gub. wołyńska, podolska i kijowska), bo chodziło tylko o ziemie należące do Rzeczypospolitej w XVIII w., radykalni polscy demokraci, zwani stronnictwem czerwonych, czynili także w trakcie antyrosyjskiego powstania, na którego czele stanęli w styczniu 1863 r. W opatrzonej trójdzielną pieczęcią powstańczego Rządu Narodowego (z Orłem, Pogonią i Archaniołem Michałem jak symbolem Rusi) ulotce z maja 1863 r. zapewniano: „Okrzyk bojowy Rusinów «Sława Bohu!», przed którym w roku 1831 pierzchała Moskwa, rozlega się znowu tak u mogił Ukrainy, jak wśród nieprzebytych puszcz Polesia. Na sztandarach powstańczych obok Orła powiewa Michał Archanioł, okrywający swemi skrzydły świeżo uzbrojone hufce”. Jednak żołnierze owych hufców – dwóch powstańczych jednostek, zwanych Pułkami Jazdy Wołyńskiej (lub Ruskiej) rekrutowali się głównie spośród miejscowego polskiego ziemiaństwa i związanego z nim środowiska. Ukraińskich mas ludowych, na które liczyli organizatorzy powstania, nie przyciągnęły ani hasła „Za naszą i waszą wolność” oraz „За волю Руси, Польщи и Лытвы”, które umieszczono na opisanym wyżej sztandarze, ani też wydany po ukraińsku manifest (tzw. Złota Hramota), w którym hasła wolności i równości „wszystkich mieszkańców jakiejkolwiek są wiary i stanu” poparto obietnicami uwłaszczenia chłopów na warunkach korzystniejszych, niż zakładały to ogłoszone w 1861 r. dekrety „cara-wyzwoliciela” Aleksandra II.

Mrożący krew w żyłach „Moskwy” bojowy okrzyk Rusinów zabrzmiał wprawdzie powszechnie, ale już w formie „Sława Ukrajini!” i dopiero w rewolucyjnym 1917 roku. Zaś w pierwszej połowie lat 60. XIX w. działania polskich konspiratorów i powstańców, prowadzone pomiędzy Dnieprem i Bugiem, ściągnęły falę represji na narodowy ruch ukraiński, który wprawdzie nadal był daleki od haseł politycznej niezawisłości czy nawet autonomii Ukrainy, ale w warunkach tzw. odwilży posewastopolskiej nabierał rozmachu. Budziło to oczywiście instynktowny lęk rosyjskich „centralistów”, którzy działania Ukraińców określali jako „południoworuski separatyzm” i alarmowali, że to wszystko „polska intryga”. Już 30 lipca 1863 r. wydany został tajny okólnik, zwany od imienia ministra spraw wewnętrznych „cyrkularzem wałujewskim”, który – dla zapobieżenia pogłębieniu i upowszechnienia „ukrainofilskich” idei – zakazywał ukraińskojęzycznych publikacji o charakterze naukowym i społecznym, zwłaszcza zaś podręczników szkolnych i książek przeznaczonych dla „prostego ludu” (dozwolona pozostała tylko literatura piękna, poddawana jednak surowej cenzurze prewencyjnej). Czołowych działaczy spotkały też bezpośrednie represje policyjne – np. autora słów ukraińskiego hymnu narodowego Pawła Czubyńskiego za „szkodliwy wpływ na umysły prostego ludu” zesłano do gub. archangielskiej.

Oczywiście rząd rosyjski w swej polityce wobec ludności ukraińskiej miał własną „trójcę” – mit wspólnoty określanej jako „trijedinyj russkij narod” (inaczej „obszczerusskij narod”, „jedinyj narod Rusi” itd.). Ów ruski naród miał być sumą trzech „narodnosti” („plemion”) – „wielkoruskiej” (dawni Moskwicini – obecni etniczni Rosjanie), „małoruskiej” (etniczni Ukraińcy) i „białoruskiej” (etniczni Białorusini). Nie były to jednak narodowości równouprawnione, albowiem głównym nosicielem wzorców kulturowych, do których mieli dążyć wszyscy „Ruscy”, była narodowość „wielkoruska” – to do jej „układu życia” (także w sferze religii) i języka mieli dostosowywać się wszyscy „Mało-” i „Białorusini”. Taki właśnie „ogólnoruski” program narodowy, oparty na założeniu, że państwo z centrum w Moskwie, a później w Petersburgu – któremu w 1721 r. car Piotr I nadał oficjalną nazwę Imperium Rosyjskiego – jest dziejowym spadkobiercą wszystkiego, co w dziedzinie polityki i kultury miało jakikolwiek związek z obszarem dawnej Rusi Kijowskiej, został ostatecznie sformułowany za panowania cara Mikołaja I (1825-1855) i odtąd poprzez szkoły, książki i prasę intensywnie zaszczepiany wśród ludności ukraińskiej i białoruskiej. W drugiej połowie lat 60. XIX w. fala ta przelała się przez Bug, dosięgając mieszkających na jego zachodnim brzegu „Małorusinów”, oddzielonych dotąd od tzw. Kraju Południowo-Zachodniego granicą „Kongresówki”.

Było to też następstwem powstania styczniowego, które przyniosło nie tylko masowe represje wobec jego polskich organizatorów i uczestników, ale też ostateczne zerwanie przez władze rosyjskie z polityką dialogu z polską elitą wywodzącą się z ziemiaństwa. Zapoczątkował ją car-liberał Aleksander I, była też w różnych formach kontynuowana przez jego następców, zwłaszcza na terenie Królestwa Polskiego, które dzięki temu zachowało znaczną autonomię także po powstaniu listopadowym (chociaż już oczywiście nie polityczną, a tylko administracyjną). Teraz miała tu być zastosowana taka sama polityka, jak na terenach zagarniętych w trakcie rozbiorów. Już więc w 1864 r. w Warszawie zaczął pracę rosyjski Komitet Urządzający, który oprócz uwłaszczenia chłopów podjął też działania mające całkowicie znieść autonomię i poddać Królestwo pod bezpośredni zarząd ministerstw w Petersburgu.

W takiej właśnie atmosferze politycznej, która po kilkuletnim okresie liberalnych powiewów – także nad Dnieprem i Wisłą, zakończyła się zmasowaną polityką „obrusienija”, mającą likwidować polski oraz ukraiński separatyzm narodowy i wszelkie zagrażające carskiej władzy wolnomyślicielstwo, przebiegały młodzieńcze lata Serhija Hruszewskiego. W 1859 r. ukończył on Kijowską Akademię Duchowną i poświęcił się pracy pedagogicznej w seminariach duchownych – krótko w Połtawie (wykładał literaturę), a w latach 1860-1865 w Kijowie, gdzie prowadził wykłady z Pisma Świętego. Nieco wiadomości o jego ówczesnym życiu prywatnym zachował dla nas Mychajło Hruszewski, bardzo zresztą krytycznie oceniając środowisko, z którym w Kijowie stykał się ojciec: „Pojechać gdzieś na ryby, z dobrym zapasem trunków, pośpiewać i „swobodnie” porozmawiać w wesołym towarzystwie – to była największa i jedyna przyjemność dla niego i kręgów, w których się obracał. Od teatru tam stronili, książek nie lubili, tematów społecznych raczej nie poruszali. Była cicha fronda przeciw rządowi rosyjskiemu… Jednak prawdziwa polityka budziła w nich autentyczny przestrach jako źródło wszelkich nieszczęść”.

Nic zatem dziwnego, że młody wykładowca seminarium duchownego, a więc zakładu pod pilnym okiem strażników samodzierżawia – wychowywało przecież pasterzy „małorosyjskiego ludu”, mimo że „ukraiński żywioł ludowy” kochał szczerze, zwłaszcza pieśni, do coraz bardziej upolitycznionych spraw „ukraińskiego słowa” odnosił się „z pewną obawą, oczywiście pod wpływem rozmów w «poważnych» kręgach kijowskich na temat «chachłomaństwa»”. Bardziej też był człowiekiem czynu niż słowa, bo chociaż wspominał synowi o spotkaniu z Tarasem Szewczenką i znał na pamięć kilka urywków z jego poematów „Kateryna” i „Hajdamaky”, to nie przejawiał większego zainteresowania literaturą, zarówno ukraińską, jak i rosyjską, którą przez jakiś czas przecież wykładał. Był jednak autorem popularnego podręcznika do nauki języka cerkiewnosłowiańskiego (Первая учебная книга церковно-славянского языка, Кijów 1872). Dzięki jego wielokrotnym wznowieniom „nie tylko mógł zapewnić nam, dzieciom, możliwość oddawania się za młodu pracy naukowej bez martwienia się o chleb, ale zostawił też po sobie niemały majątek, w znacznej części również przeznaczony na cele oświatowe (stypendia i szkołę)”. Serhij Hruszewski przejawiał też zainteresowanie etnografią, publikując artykuły o wierzeniach ludowych w tygodniku «Руководство для сельских пастырей».

Pismo to w 1860 r. założył i redagował znany już nam Teofan Łebedyncew, który w większym stopniu niż Hruszewski senior był zaangażowany w działalność pozwalającą zaliczyć go do „ukrainofilów”, m.in. utrzymywał bliższe kontakty z Szewczenką, którego rodzina Łebedyncewów znała jeszcze z czasów swego wiejskiego dzieciństwa (za namową Tarasa Teofan nawet opublikował w miesięczniku „Osnowa” napisany po ukraińsku moralitet „O jarmarkach”). Nie utracił jednak „reputacji” w rosyjskich kołach rządowych, do których możemy zaliczyć też Fiodora Witte, który w warszawskim Komitecie Urządzającym odpowiadał za sprawy oświatowe i kandydatów na stanowiska zwierzchników dyrekcji szkolnych obejmujących tereny ze znacznym odsetkiem „Małorusinów” postanowił poszukać w „małorosyjskim” Kijowie, tym bardziej że dobrze znał tamtejsze środowisko pedagogiczne (w latach 1862-1864 pełnił funkcję kuratora Kijowskiego Okręgu Szkolnego). W efekcie jego starań dyrekcję w Chełmie powierzono Łebedyncewowi, zaś analogiczne stanowisko w Siedlcach Jefimowi Kryżanowskiemu (1831-1888) – wykładowcy Kijowskiego Seminarium Duchownego (owocem jego kilkuletniego pobytu na siedleckiej posadzie jest interesujący cykl artykułów opisujących zarówno miejscową ludność, jak i sposób organizowania dla niej „ruskiej” oświaty – w 1911 r. zostały wydane w zbiorze «Русское Забужье: Холмщина и Подляшье»).

Kolejnym wydarzeniem w tym dziejowym łańcuchu było zaangażowanie przez Łebedyncewa Hruszewskiego na posadę nauczyciela języka rosyjskiego w chełmskim gimnazjum i poprzedzający wyjazd w nowe miejsce pracy ożenek Serhija z młodziutką Hłafirą Opokową (1847-1918), córką proboszcza we wsi Sestryniwka na Kijowszczyźnie. Ślub odbył się w połowie września, zaś do Chełma młodzi małżonkowie przybyli w pierwszych dniach listopada 1865 r. W niecały rok po tym wydarzeniu przyszedł na świat ich pierwszy syn Mychajło, powitany przez piękny poranek i ciepłą rodzicielską miłość. Tak zamknął się cykl wypadków pomiędzy tym, jak książę Daniel „zobaczył na górze piękne i lesiste miejsce, otoczone dookoła równiną”, a momentem, gdy pierwszy raz rześkim jesiennym powietrzem Chełmskiej Ziemi odetchnął przyszły historyk i przewodniczący Ukraińskiej Centralnej Rady – właśnie to stanowisko stało się pretekstem do nadania Mychajłowi Hruszewskiemu honorowego tytułu pierwszego prezydenta Ukrainy, który znajdziemy na tablicy umieszczonej na budynku, zwanym często domkiem Hruszewskiego (według informacji, którymi rozporządzał sam historyk, miejscem jego narodzin miał być jednak obszerny kompleks budynków klasztornych przy ul. Lubelskiej, gdzie mieściło się nie tylko gimnazjum, ale też mieszkania dla nauczycieli).

Jurij HAWRYLUK

«Над Бугом і Нарвою», 2016, № 5, стор. 2, 17-18.

Zdjęcia autora artykułu

Залишити відповідь

Ваша e-mail адреса не оприлюднюватиметься. Обов’язкові поля позначені *