1814-2014: Наш сучасник Шевченко
1814-2014: Nasz rówieśnik Szewczenko
…zło i kłamstwo nadal nie składa broni, tym ważniejsze jest więc pokrzepienie się słowami Szewczenki. A może nawet zaszczepienie się nim, bo – tym razem zacytuję Ukrainkę Oksanę Zabużko – Szewczenko to zupełne odrzucenie wirusa zła. To właśnie z jego poematu „Neofici” pochodzą słowa:
Moliteś Bohowi odnomu,
Moliteś prawdi na zemli.
A bilsze na zemli nikomu
Ne pokłoniteś.
W marcu 1814 roku, walczące z Napoleonem wojska Imperium Rosyjskiego i jego koalicjantów weszły do Paryża. W ojczyźnie Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, głoszącej, że wszelka władza pochodzi od narodu, zaczęła się restauracja władzy legitymującej się pochodzeniem „od Boga”, w samym zaś Imperium Rosyjskim nadal umacniano ideologiczne fundamenty wojskowo-policyjnej dyktatury caratu, opartej nie tylko na przemocy, ale też powszechnym zakłamaniu i rozniecaniu „wszechrosyjskiego” szowinizmu.
W tymże marcu 1814 roku w wiejskiej chacie na Ukrainie narodził się chłopiec, który, wyrósłszy w tak mrocznej epoce (chociaż wydaje się, że słońce zawsze świeci tak samo jasno), słowami WALCZCIE – ZWYCIĘŻYCIE! przekonywał, że można zmienić historię. I nie była to młodzieńcza egzaltacja, bo chociaż jest oczywiste, że świat bardzo dobrze mógłby się bez każdego z nas obejść, to jednocześnie każdy z nas – swoimi myślami, słowami, uczynkami – może go zmieniać na lepsze…
Gdy Taras Szewczenko pisał poemat „Kaukaz”, bo z niego pochodzi zacytowane wyżej uniwersalne zawołanie do walki z ciemiężycielami i zaborcami, trwał podbój Kaukazu przez Imperium Rosyjskie – ogień tej wojny płonął przez 47 lat, a więc tyle samo, co życie poety. 26 lipca 1845 roku zginął w niej Jakub de Balmen (ur. 1813) – przyjaciel Szewczenki i autor części ilustracji w jednym z rękopiśmiennych zbiorów jego wierszy. Dla Szewczenki było jednak jasne, że winowajcą nie jest kaukaski wojownik, który wystrzelił zabójczą kulę, lecz zaborca, który najpierw zniewolił Ukrainę, a teraz kontynuuje swe nikczemne dzieło, posyłając na śmierć tysiące „ludzi musztrowanych”, a wśród nich jego przyjaciela, któremu przyszło przelać swoją krew nie za ojczyznę, a „za kata jej… za cara”. Czci więc pamięć druha bezwzględną satyrą na rosyjskie państwo-więzienie, w którym podbite narody milczą we wszystkich ich językach, i zapewnia, że Bóg wspiera nie koronowanych „pomazańców”, ale walczące z zaborcą ludy Kaukazu.
Oczywiście prawo do uważania się za adresatów wezwania-zapewnienia „Walczcie – zwyciężycie! Przy was prawda…!” mieli nie tylko kaukascy górale, albowiem w czasach Szewczenki dążenie do zaboru obcych ziem i ich bogactw nadal było swego rodzaju prawem naturalnym życia politycznego, z którego skwapliwie korzystały najsilniejsze państwa. Świat był więc pełen ognisk walki – zarówno w obronie przed świeżo przybyłymi najeźdźcami, głównie z Zachodniej Europy, jak i w celu wyzwolenia się od zaborców, czasem już dobrze zasiedziałych. Od tego czasu minęło ponad półtora stulecia, obecną Zachodnią Europę trudno nazwać kontynentem zaborców i kolonizatorów (co więcej, szeroko rozumiany Zachód stał się teraz ofiarą skutków ubocznych dawnych europejskich sukcesów w „reszcie świata”). Ale zawołanie o konieczności walki o swoją wolność i godność pozostaje nadal aktualne i to niestety także w samej Ukrainie.
„Над Бугом і Нарвою” jest pismem poświęconym przede wszystkim sprawom historii i kultury regionów, które przez Ukraińców mieszkających w Polsce nazywane są Ziemiami Ojczystymi (w opozycji do Obczyzny, na którą wypędzano w 1947 r.), więc o stricte politycznych wydarzeniach w Ukrainie piszemy raczej rzadko, tym bardziej że dzięki szerokiemu wachlarzowi mediów, zarówno ukraińsko-, jak i polskojęzycznych nie ma obecnie problemu z dotarciem do tzw. informacji bieżącej. Są jednak momenty, kiedy nie zabrać głosu po prostu nie można.
Tak było w 2010 roku, gdy po kilku latach trwonienia przez polityków społecznego kapitału pomarańczowej rewolucji prezydentem został kandydat, przed którym sześć lat wcześniej Ukraina zdołała się obronić. Tak jest też dzisiaj, gdy uzurpator, który stał się mordercą, sromotnie uciekł, zaś włodarze Kremla, którzy go przez wiele lat aktywnie wspierali, wykorzystali moment zamieszania i zaczęli wojskową agresję – wg recepty, że najpierw zaczynamy wojnę/awanturę polityczną, a potem krzyczymy, że trzeba walczyć o pokój/regulować kryzys.
Komentując w nr 1/2010 wybór Wiktora Janukowicza na prezydenta, wyraziłem zaniepokojenie, że może stać się to początkiem kolejnych kombinacji i nadużyć władzy przez niego samego i podporządkowaną mu Partię Regionów. Ale że jestem przede wszystkim historykiem, a nie futurologiem, postanowiłem nie snuć prognoz. Wspomniałem tylko o plakacie wyborczym z 2004 r. – z portretem W. Janukowicza na tle sielankowego krajobrazu i napisem УКРАЇНА ПЕРЕМОЖЕ! (Ukraina zwycięży!). Jesienią 2004 r. napis z plakatu okazał się proroczy, miałem więc nadzieję, że „zadziała” znowu – nowo obranemu prezydentowi wystarczy zdrowego rozsądku, a jego oponentom męstwa i woli, aby utrzymać życie polityczne i społeczne w granicach cywilizowanych norm.
Dzisiaj jest jasne, że co do tzw. klasy politycznej się przeliczyłem. Nie zdołała ona utemperować zapędów „legalnie obranego prezydenta” i jego popleczników, którzy wymusili utworzenie podporządkowanej sobie większości parlamentarnej i przywrócenie zapisów konstytucyjnych dających prezydentowi decydujący głos w państwie. Ale przekształcając państwo w obszar powszechnej korupcji oraz samowoli urzędników i milicjantów, w którym na porządku dziennym były też „zajazdy” na własność biznesowych konkurentów, obóz władzy skonstruował bombę społecznego oporu. Jej zapalnikiem stały się próby siłowego zdławienia protestów wywołanych kolejnym „manewrem politycznym” prezydenta, który najpierw zapewniał o zamiarze podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, rozbudzając tym samym nadzieje aktywnej części społeczeństwa na to, że Ukraina wkroczy na drogę reform i budowy praworządnego państwa, a następnie się z tego wycofał.
Kadry ze scenami działań sił specjalnych milicji, których funkcjonariusze kopali leżących demonstrantów i bili ich pałkami po głowach, jednak nie przestraszyły, a tylko spotęgowały protest i opór. Kijowski Majdan Niepodległości przekształcił się w jego centrum – otoczone zewsząd barykadami i chronione przez złożone głównie z młodzieży siły samoobrony zorganizowane w kompanie (sotnie). Gotowe już do otwartej walki, bo chociaż nadal uzbrojone w „arsenał cywilów” – pałki i „koktajle Mołotowa” – nie cofnęły się i nie rozbiegły po pojawieniu się ofiar śmiertelnych wśród uczestników protestu. Zresztą w warunkach nasilającego się terroru, zarówno oficjalnie zadekretowanego pakietem tzw. ustaw dyktatorskich, przyjętych 16 stycznia 2014 r. i wzorowanych na delegalizującym wszelkie formy protestu społecznego prawodawstwie rosyjskim, jak i jawnie kryminalnego – dokonywanego przez działające pod osłoną „stróżów prawa” grupy „tituszek” – drogi wstecz już po prostu nie było.
Pierwszą ofiarą starć demonstrantów z siłami porządkowymi, do których doszło na ulicy Hruszewskiego, był Serhij Nigojan, ugodzony 22 stycznia trzema kartaczami (pociskami z grubego śrutu). Można powiedzieć, że ten 19-letni obrońca Majdanu, urodzony w rodzinie Ormian, którzy uciekli z ogarniętego wojną zakaukaskiego Nagórnego Karabachu i zamieszkali we wsi Bereznuwatiwka w obwodzie dniepropietrowskim, zginął ze słowami Szewczenki na ustach (egzemplarz „Kobzaria” włożono mu zresztą do trumny). Gdy bowiem w wyszukiwarkach na stronie projektu „Наш Шевченко” (http://nashshevchenko.in.ua [obecnie już nieaktualna]) lub portalu YouTube wpiszemy „Сергій Нігоян” zobaczymy kadry, na których – pod błękitno-żółtą ukraińską i czerwono-błękitno-żółtą ormiańską flagą – recytuje on słowa:
I wam sława, syni hory,
Kryhoju okuti.
I wam, łycari wełyki,
Bohom ne zabuti.
Boritesia – poborete,
Boh wam pomahaje!
Za was prawda, za was syła
I wola swjataja!
Niestety, aktualne jest nie tylko Szewczenkowe zawołanie „Walczcie – zwyciężycie!”, ale też jego słowa o „moskiewskiej truciźnie” i „moskiewskim blekocie” (to już z innego utworu) – wypracowanym przez stulecia zbiorze ideologiczno-propagandowych szablonów, które miały zapewnić lojalność poddanych i ich gotowość do umierania za władzę, a przed resztą świata maskować przemoc i gwałt: oprawców nazywano więc opiekunami, grabież i zabór – obroną i wyzwoleniem, zaś walczących o swoją wolność i godność – bandytami. Ideologicznym tumanem o „carskiej dobroci” oraz „wielkości”, „wyjątkowości” i „dziejowej misji” imperium zatruwano też kilka pokoleń naszych przodków, którzy przecież ponad stulecie, do I wojny światowej, byli carskimi poddanymi. To samo później robiono pod czerwonym sztandarem „światowej rewolucji”, teraz też ma miejsce – w wykonaniu kolejnego pokolenia kremlowskich propagandystów – totalne zalewanie umysłów Rosjan i uważanych za prorosyjskich mieszkańców wschodu i południa Ukrainy kolejnymi porcjami kłamstw na temat wydarzeń na Majdanie i w ogóle sytuacji na Ukrainie, gdzie miały zapanować chaos i „faszystowski terror”. Moim zdaniem te propagandowe brednie, upowszechniane zarówno przez media, jak i polityków najwyższego szczebla to nie tylko podżeganie do zbrodni, ale też dowód bezmiernej pogardy „włast’ imuszczych” wobec ludzi mających być odbiorcami tego przekazu. Rozbryzgi z beczki propagandowego brudu znowu sięgają Podlasia, niedawno pojawiła się nawet informacja o hakerskim włamaniu na strony niektórych parafii prawosławnych i umieszczeniu na nich tego rodzaju „informacji”.
Cóż – wygląda na to, że w niektórych częściach świata, i to niestety bliskich nam, w ciągu półtora wieku niewiele albo prawie nic się nie zmieniło. Ale Rosjanin Igor Czubajs, rosyjski filozof i dyrektor moskiewskiego Centrum Badań nad Rosją, w komentarzu na temat putinowskich działań w Krymie, kończy swe rozważania optymistycznie: „To oczywiście nie jest nagły wybuch miłości do mieszkańców półwyspu. To jest walka z Ukrainą, która oswabadza się od skorumpowanej nomenklatury, z pozbywającym się sowieckich obciążeń bratnim dla nas narodem. Chcą go podzielić, aby prowokować wewnętrzny konflikt, aby wolnych ogłosić faszystami, a odciętych od informacji i ogłupionych – „naszymi”. Ale zło już nie zwycięża dobra, ta epoka już odchodzi w przeszłość!”.
Na razie jednak zło i kłamstwo nadal nie składa broni, tym ważniejsze jest więc pokrzepienie się słowami Szewczenki. A może nawet zaszczepienie się nimi, bo – tym razem zacytuję Ukrainkę Oksanę Zabużko – Szewczenko to zupełne odrzucenie wirusa zła. To właśnie z jego poematu „Neofici” pochodzą słowa:
Moliteś Bohowi odnomu,
Moliteś prawdi na zemli.
A bilsze na zemli nikomu
Ne pokłoniteś.
Jurij HAWRYLUK
«Над Бугом і Нарвою», 2014, № 1, стор. 3, 13-14.